Recenzja książki "Cholonek, czyli dobry Pan Bóg z gliny"
Odrobinę śląskości można poczuć na własnej skórze na dwa sposoby: pomieszkać przez jakiś czas na usianej hałdami, kopalniami (grubami) i szybami górniczymi ziemi lub, w dowolnym miejscu, wziąć do ręki książkę „Cholonek, czyli dobry Pan Bóg z gliny” Janoscha i wczytać się uważnie. Obie strategie są równie skuteczne z małym wyjątkiem. Udając się dzisiaj czy to w rejony Katowic, Zabrza czy Chorzowa możemy zaobserwować specyfikę aktualnego mikroklimatu lokalnego. Jest to wizerunek współczesny, gdzie obok przemysłowych krajobrazów wyłania się ten stricte związany z urbanistycznym rozwojem aglomeracji. Wycieczka w górnośląskie labirynty familoków nie załatwia zatem wszystkiego. Nawet wizyta w Muzeum Śląskim. Jedynie „Cholonek” pozwala wejść w krwiobieg Śląska przedwojennego i wojennego, atawistycznego, silnie odseparowanego od pozostałych nacji, w tym polskiej.
Na kanwie sytuacji żony Cholonka, oczekującej na narodziny syna, narrator zaczyna pleść pajęczynę rozmaitych historii. Fabuła, choć zatacza koło wokół głównych bohaterów: członków rodziny Świętków i Cholonków, co rusz oddala się w rejony anegdot, epizodycznych akapitów poświęconych postaciom nie raz zupełnie nie związanym z podjętym wątkiem. Obraz, jaki otrzymujemy, przypomina mozaikę, dziecięcą wyklejankę, pełną niedopasowanych elementów, tworzących przebogaty, opalizujący wielością kolorów kolaż życia person, których sposób życia, przeżywana codzienność dawno odeszły w niepamięć.
Tak wielokrotnie akcentowana przez propagatorów twórczości Janoscha nuta siarczystego humoru, który wyziera z każdej niemal strony powieści, wydaje się być tak naprawdę tłem dla problematyki, którą porusza pisarz. Na tych intrygujących fotografiach, przedstawiających wyrywkowo życie mieszkańców, pojawiają się w wielu miejscach przebarwienia wzajemnych animozji, nienawiści, bezkarnych („przypadkowo” nadarzających się) morderstw międzysąsiedzkich, hipokryzji, przesądów i zabobonów, mających za nic zdrowy rozsądek i logiczną myśl.
Co istotne, w powieści Janoscha, narrator, iście gawędziarsko poruszający się po meandrach egzystencjalnych dróg swoich bohaterów, pozostaje wobec nich zupełnie obiektywny. Nie ocenia, a jedynie przedstawia, dając odbiorcy możliwość oglądania ich życia przez aksjologiczny pryzmat. A rezultaty tych pilnych obserwacji wielokrotnie wywołują spory dysonans moralny. Obraz wykreowany przez Janoscha posiada rysę ksenofobii, skąpstwa oraz oportunizmu – w zależności od tego, jak powiał wiatr szarganej politycznie Europy lat 30. i 40. dwudziestego wieku, tak ustawiała się do niego chorągiewka Śląska.
„Cholonek, czyli dobry Pan Bóg z gliny” to pasjonująca lektura zarezerwowana nie tylko dla fascynatów powieści dotykających swą tematyką kolorytu lokalnego danego regionu. Nie jest ona również skierowana wyłącznie dla konserwatystów rozkochanych w kluskach śląskich i „modrej” kapuście. Kto ceni sobie szczyptę dobrego, momentami „pieprznego” humoru i naturalistyczną, pozbawioną wszelkich werbalnych ozdóbek narrację, ochoczo przyjmie „Cholonka” pod swą strzechę. A może i zaryzykuje daleką podróż do katowickiego Korezu, gdzie teatralna adaptacja tej powieści cieszy się od kilku lat entuzjazmem i wypełnioną po brzegi widownią?
Cholonek, czyli dobry Pan Bóg z gliny
Autor: JanoschWydawnictwo: Znak
Miejsce wydania: Kraków
Wydanie polskie: 9/2011
Liczba stron: 248
Format: 150x210 mm
Oprawa: twarda
ISBN-13: 9788324018123
Cena z okładki: 36,90 zł